5 lutego 2015

Posted by Pani Alicja |
    Tak, w Walentynki będzie miała miejsce TA premiera. Do kin wchodzi ekranizacja bestsellera "Pięćdziesiąt twarzy Greya" brytyjskiej autorki E.L. James. Książka uznawana jest za najszybciej sprzedającą się w historii literatury: do dziś serię kupiło ponad 100 milionów osób na całym świecie. Prawdopodobnie film o romansie w klimacie BDSM też będzie bił rekordy.

    Zwiastun obejrzałam. I zastanawiam się, czy na nim nie poprzestać. Te kilka minut daje wystarczający pogląd na zawartość "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Czytać próbowałam, ale to nie na moje nerwy. Być może dlatego, że nie należę do grupy docelowej. Ani romantyzm, ani kobieca uległość to nie moje dziedziny.
      Ale... fascynuje mnie fenomen popularności tego dzieła. Czy wynika ona z tego, że jest to en-ta współczesna wersja bajki o biednym Kopciuszku, który spotyka księcia, rozkochuje go w sobie, a potem "żyli długo i szczęśliwie"? A może chodzi o perwersyjną seksualność, którą ta książka rozreklamowała? Zakazany owoc BDSM, który okazuje się bardziej rozpowszechniony, niż byśmy sądzili? Faktem jest, że rekordy sprzedaży książki o Anastasii Steel i Christianie Grey'u i ich sadomasochistycznym seksie wywołały prawdziwa falę zainteresowania taką seksualnością w mainstreamie. W dziesiątkach stacji radiowych i telewizyjnych, setkach pism i gazet rozprawiano o fenomenie tej książki i wyjaśniano, co znaczy skrót BDSM. Nagle perwersyjna seksualność trafiła "pod strzechy", a pejcze i kajdanki z futerkiem sprzedają się podobno jak ciepłe bułeczki. Pikantną historią zaczytują się studentki i emerytki, biznesmenki i nauczycielki... Jak to wyjaśnić? Może ta historia fascynuje tak wiele kobiet dlatego, że pozwala im odkryć erotyczną uległą naturę? Tak jak Christian wprowadza zakochaną Anastazję w swe mroczne sekrety.
 Książki nie jestem w stanie przeczytać, ale może warto poświęcić półtora godziny, by obejrzeć film i zrozumieć, o co w tym chodzi... Taki auto-masochizm w imię nauki ;)

     Greyoza osiągnęła takie rozmiary, że pewna firma produkująca pluszowe misie przygotowała wersję a la Christian Grey. Fifty Shades of Grey Bear. Totalnie przesłodzone. Reklamuje je następująco: Jeśli chcesz dominować w Walentynki, odrzuć róże, a podaruj naszego misia. Miś ma nawet mini kajdanki. Prawdopodobnie to tych kajdanek dotyczy ostrzeżenie: Uwaga, produkt zawiera małe elementy, które mogą zostać połknięte przez dzieci ;) Nie dawajcie tego misia dzieciom! Jeszcze zechcą was wypytywać o pejcze i zatyczki analne (dzieci, nie misie).