Tak, w Walentynki będzie
miała miejsce TA premiera. Do kin wchodzi ekranizacja bestsellera
"Pięćdziesiąt twarzy Greya" brytyjskiej autorki E.L. James. Książka uznawana jest za najszybciej sprzedającą się w
historii literatury: do dziś serię kupiło ponad 100 milionów osób
na całym świecie. Prawdopodobnie film o romansie w klimacie BDSM też będzie bił rekordy.
Zwiastun obejrzałam. I
zastanawiam się, czy na nim nie poprzestać. Te kilka minut daje
wystarczający pogląd na zawartość "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Czytać próbowałam,
ale to nie na moje nerwy. Być może dlatego, że nie należę do
grupy docelowej. Ani romantyzm, ani kobieca uległość to nie moje
dziedziny.
Ale... fascynuje mnie
fenomen popularności tego dzieła. Czy wynika ona z
tego, że jest to en-ta współczesna wersja bajki o biednym
Kopciuszku, który spotyka księcia, rozkochuje go w sobie, a potem
"żyli długo i szczęśliwie"? A może chodzi o perwersyjną
seksualność, którą ta książka rozreklamowała? Zakazany owoc
BDSM, który okazuje się bardziej rozpowszechniony, niż byśmy
sądzili? Faktem jest, że rekordy sprzedaży książki o Anastasii
Steel i Christianie Grey'u i ich sadomasochistycznym seksie wywołały
prawdziwa falę zainteresowania taką seksualnością w mainstreamie.
W dziesiątkach stacji radiowych i telewizyjnych, setkach pism i
gazet rozprawiano o fenomenie tej książki i wyjaśniano, co znaczy
skrót BDSM. Nagle perwersyjna seksualność trafiła "pod
strzechy", a pejcze i kajdanki z futerkiem sprzedają się
podobno jak ciepłe bułeczki. Pikantną historią zaczytują się
studentki i emerytki, biznesmenki i nauczycielki... Jak to wyjaśnić? Może ta historia fascynuje tak wiele kobiet dlatego, że pozwala im odkryć erotyczną uległą naturę? Tak jak Christian wprowadza zakochaną Anastazję w swe mroczne sekrety.
Książki nie jestem w stanie przeczytać, ale może warto poświęcić półtora godziny, by obejrzeć film i zrozumieć, o co w tym chodzi... Taki auto-masochizm w imię nauki ;)
Książki nie jestem w stanie przeczytać, ale może warto poświęcić półtora godziny, by obejrzeć film i zrozumieć, o co w tym chodzi... Taki auto-masochizm w imię nauki ;)
Greyoza osiągnęła takie rozmiary, że pewna firma produkująca pluszowe
misie przygotowała wersję a la Christian Grey. Fifty Shades of Grey
Bear. Totalnie przesłodzone. Reklamuje je następująco: Jeśli
chcesz dominować w Walentynki, odrzuć róże, a podaruj naszego
misia. Miś ma nawet mini kajdanki. Prawdopodobnie to tych kajdanek dotyczy
ostrzeżenie: Uwaga, produkt zawiera małe elementy, które mogą
zostać połknięte przez dzieci ;) Nie dawajcie tego misia dzieciom!
Jeszcze zechcą was wypytywać o pejcze i zatyczki analne (dzieci,
nie misie).